Michajło_Wrocław (użytkownik niezarejestrowany)
dodano dn. 2012-09-24 21:17

Pełna treść komentarza:

pracuję jako recepcjonista już 8 rok,praca jest dość przyjemna ale zarobki do bani, pracuję w hotelu *** we Wrocławiu, z gości to raczej dużych rarytasów nie ma: napiwki,dziewczynki na telefon rzadko! od 5 lat nie było żadnej podwyżki, zarabiam około 1900 na rękę...

Wszystkie komentarze do tego artykułu Recepcjonista/recepcjonistka – opis zawodu – zawodowe.com przejdź do artykułu
Praca dla ludzi bardzo otwartych, niekonfliktowych, odpornych na stres (i idiotyzm) i takich, którzy potrafią sobie przykleić uśmiech na twarzy. Ja nie umiałam i właśnie skończyłam z pracą w tym zawodzie, bo nie dawałam rady psychicznie. Chyba najbardziej denerwowali mnie sami goście - często gbury, uważający, że wszystko im wolno, bo są gośćmi i płacą, i że mam wokół nich skakać i wiecznie ich zadowalać, czego by sobie nie życzyli. Poza tym, irytująca była konieczność wykonywania obowiązków, które ze słowem "recepcjonistka" w ogóle się nie kojarzą. Na porządku dziennym było mycie podłóg, sprzątanie i mycie sztućców po śniadaniach, czasem robienie drobnych zakupów, noszenie stołów/krzeseł, generalne sprzątanie i znoszenie rzeczy po imprezach, obsługa restauracji pod nieobecność kelnerki, prasowanie, mycie magazynów, wnoszenie na piętro ciężkich zgrzewek z napojami, wynoszenie śmieci (czasem całego mnóstwa butelek po weselach), pilnowanie porządku w toaletach podczas przyjęć weselnych (przedtem nie wiedziałam, jak mężczyźni potrafią świnić w toaletach!) i wiele innych. A w czasie robienia jednej rzeczy np. na restauracji albo na zapleczu, ktoś ci naciskał dzwonek na recepcji, a jeszcze do tego dzwoni ci w kieszeni służbowy telefon. Dla mnie masakra, nie mogłam tak psychicznie, choć inne dziewczyny to ogarniały. Szefostwo - tragedia, choć to pewnie standard. Wywyższanie się było na porządku dziennym. Pełne nastawienie tylko na pieniądze, wielkie oszczędzanie. Wszelkie wypłaty - jak najpóźniej. Jak sprzątające/kelnerki nie miały dużo pracy, to wysyłało się je do domu. Nie można było ufać nawet "koleżankom" z recepcji. Donosicielstwo to był standard; trzeba było się bać, co się komukolwiek mówiło. Było tak, że z jednej strony dziewczyny same się z tobą zgadzały i na coś ci narzekały, a tak naprawdę jedynie prowokowały cię do wyrażenia swojej opinii na dany temat, żeby potem ją przekazać "górze". Wiem, że to nie jest cecha charakterystyczna samego zawodu, ale tylko ostrzegam, co może się z nim wiązać.